W piątek 17 kwietnia 2020 roku odbył się pogrzeb śp. Jana Kempy, w którym nie mogłem uczestniczyć ze względu na odbywaną kwarantannę.
Panie Janie
Przez ostanie miesiące bardzo nam brakowało ciebie w tej świątyni, bo przecież byłeś tu każdego dnia a czasami kilka razy dziennie. Osłabienie i czas zimowy sprawiły, że już nie mogłeś tu przybywać. Ale zawsze mówiliśmy, że wraz z wiosną przyjdą nowe siły i znowu się pojawisz. Przyszła wiosna i przybyłeś ale w trumnie na ostatnie pożegnanie.
Tydzień przed twoją śmiercią widzieliśmy się, gdy przystąpiłeś do spowiedzi i komunii św. Przyjąłeś do swego serca Chrystusa a dzisiaj to jest przywilej dla niewielu. Jedyne co, to nie podałem ci ręki na pożegnanie, ze względu na trudny czas epidemii.
Ręki którą ściskałem zawsze z wielkim szacunkiem ze względu na twój wiek i wielką dobroć jaką w sobie miałeś. Twoje ręce były spracowane, bo nimi pracowałeś, i to ciężko, wybudowałeś dom i nimi zarabiałeś na utrzymanie rodziny. Tymi rękoma pracowałeś przy kościele przy szkole, przy sali wiejskiej, poświęcając swój czas dla wsi i parafii. Nigdy jednak w swojej skromności nie mówiłeś jak wielkich rzeczy dokonałeś. Ale wiedzą o tym twoje dzieci wnuki prawnuki i rodzina. Dla ciebie było to jednak coś normalnego, bo wynikało to z potrzeby serca z miłości do Boga do rodziny i drugiego człowieka. Nie robiłeś tego na pokaz ani dla pochwał. Myślę, że nawet gdy słyszałeś pochwały to czułeś się skrępowany. Stając przed Bogiem w niebie, pokazując twoje spracowane ręce nie tylko możesz powiedzieć, że są czyste ale są także są pełne, bo niesiesz w nich owoce całego twego życia. Życia prostego ale jakże owocnego.
Nie wiem czy to uzgodniłeś z Panem Bogiem, bo byłeś z Nim zawsze w dobrych relacjach, i ze względu na twoją skromność i pokorę wybrałeś właśnie taki czas na odejście z tego świata, kiedy we mszy pogrzebowej mogą uczestniczyć tylko twoje dzieci.
Jestem przekonany, że gdyby był to normalny czas nasz kościół nie pomieściłby wiernych. Twoich krewnych i znajomych ale przede wszystkim rodziny parafialnej, począwszy od rzeszy ministrantów, przedstawicieli grup i wszystkich parafian, którzy czują wielki ból i smutek rozstania. Ale są oni tu obecni duchem i łączą się we wspólnej modlitwie. Każdy kto dowiedział się o twoim odejściu poczuł ukłucie w sercu, i pomyślał odszedł bardzo dobry człowiek.
Wchodząc do zakrystii będziemy odczuwali brak twej obecności, ale myślę, że będziesz nam towarzyszył w inny sposób.
Choć Panie Janie w jednym nas zawiodłeś, bo przecież umawialiśmy się na świętowanie twoich 100- urodzin, a zostały do nich tylko trzy lata. Ale wiem, że jesteś wdzięczny Panu Bogu za wszystkie lata życia, które ci dał i wybaczysz mu, że nie pozwolił ci dotrwać do setki.
Ewangelia dzisiejszego dnia, czyli piątku w oktawie Wielkanocy, ukazuje nam cudowny połów ryb. Spotkanie z Chrystusem Zmartwychwstałym nad jeziorem Genezaret. Szymon Piotr wraz z przyjaciółmi idą łowić ryby. Ale całonocny wysiłek nie daje efektu. Dopiero pojawienie się Jezusa sprawia, że dokonują połowu niezwykłej ilości ryb. Na początku Go nie poznają ale gdy w sieciach pojawia się tak wielkie mnóstwo ryb uświadamiają sobie, że na brzegu stoi ich Zmartwychwstały Mistrz. Szymon Piotr w swej spontaniczności rzuca się w morze aby jak najszybciej upaść do stóp Mistrza i czuć Jego bliskość. Bo tylko Zmartwychwstały Chrystus daje poczucie bezpieczeństwa i pokoju.
My dzisiaj w tym morzu smutku i łez chcemy stanąć przy Zmartwychwstałym aby poczuć ukojenie i umocnienie. Bo mimo naszej wiary, odejście bliskiej nam osoby jest dla nas trudne. Ale tajemnica Zmartwychwstania, którą rozważamy, i którą żyjemy koi nasze serca i wypełnia nas nadzieją.
Ta wiara i nadzieja mówi nam, że nasz drogi pan Jan cieszy się Świętami Wielkiejnocy już w pełni wraz z Jezusem Zmartwychwstałym i Świętymi w niebie.